
Zamiast nad książką od statystyki wylądowałam w niedzielę na Malcie. Jeszcze nie było stustopniowych mrozów, więc mój strój nie składa się z tysiąca warstw, jak to ma miejsce teraz. Powiem szczerze - długo zastanawiałam się jak się ubrać. W końcu wzięłam czarną koszulę z dłuższym tyłem (oczywiście iphonem trudno to uchwycić) i ot - jest zestaw z legginsami o kolorze wina (dobrze, że są dość luźne, to wcisnęłam pod nie rajstopy). Na prawdę lubię ten kolor i bardzo żałuje, że przegapiłam woskowane spodnie w tym kolorze w Zarze, ale o dziwo znalazłam identyczne w Stradivariusie, uchowały się i czekały na mnie.
Przeglądając trendy na najbliższe miesiące uznałam, że o ile czas mi pozwoli to będę szyć. W tamtym roku miałam podobne postanowienie i cóż, no... nie wyszło. Po za tym przekonałam się do koloru miętowego, choć ostatnio na jasne kolory mam alergię.
xoxo, M





koszula super!
super wyglądasz ;;p
zapraszam na mojego bloga ;]
Też lubię burgund. A zameczki bardzo mi się podobają :)